Stukają drewniane kołatki

Z dnia na dzień dusze jałowieją

na ugorach bezczucia.

 

Zapominają  hasła,

nie logują się nawet zwykłą przyjaźnią.

Zmamuciał lęk.

Nadzieja zgasła, wilki podeszły w opłotki,

czują bezbronność.

 

W magazynach dusz  tłok.

Czekają na włodarzy,

którym się marzy rząd bezwzględny.

W okrutnych podziałach najpierw ciała,

te bezużyteczne, stare, kalekie –

na przemiał.

 

Dramat czasu uziemia.

Pod nieme chmury

bezgłośny niesie się krzyk.

Zegary pogubiły wskazówki.

W chłodach gestów zabrakło czucia.

Historia oszalała.

Szczury łażą po schodach.