W powszechnym krętactwie tracę głowę.
Jak słup stoję z gębą otwartą,
tylko oczy krążą wytrzeszczoną orbitą,
szukają prawdy –
warto czy nie warto …
A głowa ci u mnie ważną jest –
ktoś zechce może pogłaskać,
czasami poczochrać myśli,
dotknąć ustami …
Zasieki bezhołowia nie pokona
słabosilna istota z mgły i koronek.
Tu trzeba obuchem, a nie pajęczą liryką,
co w panice wieje ciupasem
z wysypiska absurdów i mrzonek.
Tymczasem ci tam
w pojedynkach na słowa
przy odsłoniętych kurtynach
budują chaotyczną wieżę Babel.
A mnie boli głowa, bo widzę,
jak depczą moją macierz ukochaną,
połamaną jak Chrystus!
I wstydzę się za nich.